a dziś zapraszam Was do magicznego ogrodu…
Powieść przepełniona optymizmem. Ale
czy rzeczywiście?
Poznajemy historię Lily. Chociaż
mijają już prawie 4 lata od śmierci jej męża, który zginął w wypadku
samochodowym, kobieta nie do końca potrafi sobie z tym pogodzić. Stara się „jakoś”
funkcjonować, pracować i dalej żyć, ale… przecież to nie takie proste. Lili unika
nawiązywania nowych znajomości, a czas wolny spędza w towarzystwie córek i siostry.
Wkrótce zostaje wysłana przez wydawnictwo, w którym pracuje na kurs ogrodnictwa.
Pomaga on jej na kilka chwil zapomnieć o bólu i tęsknocie za ukochanym. Lili powoli
uczy się cieszyć małymi rzeczami i słucha mądrości, które przekazują jej dzieci.
Książka jest bardzo zabawnie
napisana i rzeczywiście zaraża optymizmem. Dialogi oraz przemyślenia głównej
bohaterki wiele razy wywołują uśmiech na twarzy. Mimo swojej prostoty, z
pewnością nie można się nudzić podczas tej lektury. I ma się ciągle ochotę czytać ją dalej.
To książka o powrocie do życia.
Powrocie na drogę, którą się dobrze zna, ale która teraz wygląda zupełnie
inaczej. Bo kogoś na niej brakuje. Kogoś najważniejszego.
„Nadszedł czas, gdy myśl o pozostaniu ściśniętym w pąku stała się
bardziej bolesna niż strach przed rozkwitem.”
I co jeszcze?
No właśnie... Książka powoduje, że ma się wiele przemyśleń na temat swojego życia.
Podczas czytania ciągle
próbowałam się postawić na jej miejscu. Zasadnicze pytanie: „co ja bym zrobiła
w takiej sytuacji?” Jako świeżo upieczona mężatka (no dobra, dla mnie to
jeszcze całkiem świeżo, ale tak naprawdę trochę czasu już minęło), na tą chwilę
mam wrażenie, że po prostu położyłabym się na kanapie i zapłakała się na
śmierć. A na pewno bym się z tego nie podniosła. I szczerze mówiąc, nie chcę i
nie jestem w stanie nawet tego sobie wyobrazić.
Podziwiam ludzi, którzy mają tyle siły i dają radę przetrzymać najgorsze, i podnieść się nawet po najstraszniejszej tragedii w
życiu. Dlatego podziwiam też Lilian. I chyba przeczytam tą książkę jeszcze raz,
bo to wspaniały podręcznik, który uczy nas tego jak na nowo zacząć doceniać to,
co się ma.
A przy okazji to też świetny
tytuł ogrodniczy.
Książka jest cudowna. Kobieca. I
urocza. Do czytania w sam raz na letnie popołudnie. Na hamaku. Z kieliszkiem wina w ręce.
Lub bez (herbata też wchodzi w grę!). I zdecydowanie w ogrodzie.
Bo czasami miłość i szczęście przychodzą
w najmniej oczekiwanym momencie.
P.
Ogród małych kroków –
Abbi Waxman (2017)
Wydawnictwo:
@wydawnictwootwarte
Ocena: 9/10
Bardzo mi się ta książka podobała :D Taka ciepła i przyjemna ^^
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli
Mi też :-)
UsuńMam wrażenie, że ta książka jest ostatnimi czasy wszędzie, ale wygląda na to, że zasłużenie. Problem podnoszenia się po stracie bliskiej osoby wydaje mi się już nieco wyświechtany i nie wiem, czy można dodać tutaj coś nowego, ale całkiem prawdopodobne, że jednak się mylę. A przynajmniej mam taką nadzieję:) Nie wiem, czy dotrę do tego magicznego ogrodu w najbliższym czasie, ale tytuł ma piękny, więc z pewnością o niej nie zapomnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
S.
nieksiazkowy.blogspot.com
Rzeczywiście problem podnoszenia się po stracie bliskiej osoby pojawia się w wielu książkach, ale zapewniam że tu wszystko wygląda inaczej!:)
OdpowiedzUsuńKsiążka czeka już na mnie od dłuższego czasu, po Twojej recenzji na pewno po nią sięgnę jak najszybciej! :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie polecam! A w przyszłym tygodniu kolejne recenzje!
Usuń