the jar for hopes and dreams. tysiąc pocałunków - tillie cole
„Wyobraź sobie, że otrzymujesz tysiąc małych karteczek i masz wypełnić je najpiękniejszymi momentami swojego życia…
Jeden pocałunek trwa chwilę. Tysiąc pocałunków może wypełnić całe życie”.
„Tysiąc pocałunków” to historia miłości dwójki młodych ludzi - Poppy i Rune. Łączy ich uczucie, które pojawia się nagle i nie znika, a wręcz umacnia się mimo upływu lat, odległości i wielu zmian w ich życiu. Stają się nierozłączni już od najmłodszych lat. To miłość, oparta na przyjaźni, którą wspólnie pielęgnują. To więź między chłopakiem a dziewczyną, którą jak się często określa - jest na zawsze. Taka która miała przetrwać już do końca ich życia. Na początku tak się wszystkim wokół, a także im samym, wydawało.
Kiedy Rune wraca do Blossom Grove - nic już nie jest takie samo. Odkrywa także bolesną prawdę i przyczynę ciszy między nimi. Prawdę, której muszą wspólnie stawić czoła. Bo ci młodzi, zakochani ludzie zostali wystawieni na bardzo ciężą próbę.
RAZEM.
Wiecie co jest najpiękniejszą, najbardziej uroczą rzeczą, którą znajdziemy w całej książce? Słoik. Dziwne - prawda?
Poppy będąc małą dziewczynką otrzymała od umierającej babci wspaniałe zadanie. Dostała właśnie TEN magiczny słoik, wypełniony tysiącem karteczek-serduszek, który ma zapełnić tysiącem wyjątkowych pocałunków. A każda karteczka oznacza jeden pocałunek.
Czytanie o tym jak go zapełnia, przeżywanie razem z nią tych emocji - kiedy to cytując klasyka "serce po prostu wyrwało jej się z piersi" jest fascynujące. I takie magiczne.
Przywraca wiarę w prawdziwą miłość w tym trudnym świecie.
Okey, to teraz trochę gorzkich słów. Pomysł ze słoikiem jest całkowicie niepowtarzalny. Ale cała historia już niekoniecznie. Wkradają się tutaj pewne schematy, które znamy z innych tego typu książek. Z pewnością nie jestem pierwszą osobą, która napisze, że czytając tę książkę miała wrażenie, że ją doskonale zna, wie jak się ona zakończy. Niestety bardzo łatwo przewidzieć przebieg wydarzeń. Bohaterowie też są trochę przerysowani, a miejscami skrajnie wyidealizowani, wręcz nierealni.
Chociaż mnie jako totalnej romantyczce aż tak bardzo to nie przeszkadza.
Ale wiecie co? Chciałabym mieć taki słoik. I żałuję, że go kiedyś nie zrobiłam. Obiecuję podpowiedzieć moim dzieciom, że to fajny pomysł na zachowanie wspomnień. Bo one zdecydowanie za szybko się ulatniają.
Mimo tego, że zawsze zapamiętuje najdrobniejsze szczegóły, słowa, gesty... to po prostu nie da się (niestety) pamiętać wszystkiego. Te drobne rzeczy, takie właśnie jak pocałunki, giną wśród innych wydarzeń. I mimo, że właśnie całuje cię miłość twojego życia, za chwilę nie pamiętasz tego wszystkiego, tych drobnych szczegółów, kolejnych buziaków. Może się mylę? A pamiętasz swój pierwszy pocałunek? No dobra... pierwszy może tak. Bo to ten magiczny. Ale drugi, trzeci, czwarty czy pięćset dwudziesty ósmy?
Jeden pocałunek trwa chwilę. Tysiąc pocałunków może wypełnić całe życie”.
„Tysiąc pocałunków” to historia miłości dwójki młodych ludzi - Poppy i Rune. Łączy ich uczucie, które pojawia się nagle i nie znika, a wręcz umacnia się mimo upływu lat, odległości i wielu zmian w ich życiu. Stają się nierozłączni już od najmłodszych lat. To miłość, oparta na przyjaźni, którą wspólnie pielęgnują. To więź między chłopakiem a dziewczyną, którą jak się często określa - jest na zawsze. Taka która miała przetrwać już do końca ich życia. Na początku tak się wszystkim wokół, a także im samym, wydawało.
Absolutnie wszystko zmienia się jednak kiedy Rune musi wraz z rodziną wyjechać do rodzinnej Norwegii, a tym samym zostawić Poppy w Blossom Grove w stanie Georgia. W czasie jego nieobecności wszystko jest dokładnie nie tak jak sobie zakładali, nie tak jak miało być. Mimo złożonych obietnic dziewczyna przestała się do niego odzywać z niewiadomej przyczyny. Chłopak myśli wyłącznie o tym co się stało, zmieniło. Odbija się to na jego rodzinie, zwłaszcza na relacji z ojcem.
Kiedy Rune wraca do Blossom Grove - nic już nie jest takie samo. Odkrywa także bolesną prawdę i przyczynę ciszy między nimi. Prawdę, której muszą wspólnie stawić czoła. Bo ci młodzi, zakochani ludzie zostali wystawieni na bardzo ciężą próbę.
RAZEM.
Wiecie co jest najpiękniejszą, najbardziej uroczą rzeczą, którą znajdziemy w całej książce? Słoik. Dziwne - prawda?
Poppy będąc małą dziewczynką otrzymała od umierającej babci wspaniałe zadanie. Dostała właśnie TEN magiczny słoik, wypełniony tysiącem karteczek-serduszek, który ma zapełnić tysiącem wyjątkowych pocałunków. A każda karteczka oznacza jeden pocałunek.
Czytanie o tym jak go zapełnia, przeżywanie razem z nią tych emocji - kiedy to cytując klasyka "serce po prostu wyrwało jej się z piersi" jest fascynujące. I takie magiczne.
Przywraca wiarę w prawdziwą miłość w tym trudnym świecie.
Okey, to teraz trochę gorzkich słów. Pomysł ze słoikiem jest całkowicie niepowtarzalny. Ale cała historia już niekoniecznie. Wkradają się tutaj pewne schematy, które znamy z innych tego typu książek. Z pewnością nie jestem pierwszą osobą, która napisze, że czytając tę książkę miała wrażenie, że ją doskonale zna, wie jak się ona zakończy. Niestety bardzo łatwo przewidzieć przebieg wydarzeń. Bohaterowie też są trochę przerysowani, a miejscami skrajnie wyidealizowani, wręcz nierealni.
Chociaż mnie jako totalnej romantyczce aż tak bardzo to nie przeszkadza.
Ale wiecie co? Chciałabym mieć taki słoik. I żałuję, że go kiedyś nie zrobiłam. Obiecuję podpowiedzieć moim dzieciom, że to fajny pomysł na zachowanie wspomnień. Bo one zdecydowanie za szybko się ulatniają.
Mimo tego, że zawsze zapamiętuje najdrobniejsze szczegóły, słowa, gesty... to po prostu nie da się (niestety) pamiętać wszystkiego. Te drobne rzeczy, takie właśnie jak pocałunki, giną wśród innych wydarzeń. I mimo, że właśnie całuje cię miłość twojego życia, za chwilę nie pamiętasz tego wszystkiego, tych drobnych szczegółów, kolejnych buziaków. Może się mylę? A pamiętasz swój pierwszy pocałunek? No dobra... pierwszy może tak. Bo to ten magiczny. Ale drugi, trzeci, czwarty czy pięćset dwudziesty ósmy?
I na koniec chyba najpiękniejszy cytat z tej powieści:
„Żyj mocno, kochaj mocniej.
Doganiaj marzenia, szukaj przygód... chwytaj chwile.
Żyj pięknie”.
Podsumowując - książka jest piękna, wzruszająca i chwytająca za serce. Chociaż dla mnie trochę zbyt szablonowa. Może to mój błąd, bo czytałam ją zaraz po skończeniu „Promyczka”. A jak wiemy... „Promyczka” nic nie przebije.
Ale to też powieść o radości życia i czerpaniu z niego garściami. Zmusza do zastanowienia się, refleksji nad życiem. A takich książek trzeba czytać jak najwięcej. I jak najwięcej z nich wyciągać, a także wdrażać w swoim życiu. Dlatego z czystym sumieniem Wam ją polecam.
Ale to też powieść o radości życia i czerpaniu z niego garściami. Zmusza do zastanowienia się, refleksji nad życiem. A takich książek trzeba czytać jak najwięcej. I jak najwięcej z nich wyciągać, a także wdrażać w swoim życiu. Dlatego z czystym sumieniem Wam ją polecam.
Tysiąc pocałunków – Tillie Cole (2017)
Wydawnictwo: @wydawnictwofilia
Ocena: 7/10
P.
już wiem co będzie kolejną pozycją po kryminałach :) z twojej relacji czuję że to będzie bardzo dobry odskocznik :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPolecam! A ja właśnie zupełnie odwrotnie - potrzebuję odskoczni od tego typu książek! Do kryminałów najlepiej!
Usuńteż mam w planach przeczytać "tysiąc pocałunków", ale na razie nie mam weny na romanse :) musi trochę poczekać ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
zaczytanamona.blogspot.com
A ja postanowiłam, że muszę od romansów odpocząć...ale dostałam w prezencie 'Światło, które utraciliśmy' :-)
UsuńKocham tę książkę, jest bardzo słodka, ale przemawia do mnie i jest też wyjątkowa. Uwielbiam i polecam tym, który jeszcze nie czytali!
OdpowiedzUsuńświetna recenzja, pozdrawiam :)
https://sunreads.blogspot.com/
Mimo wszystko - warto!
UsuńMasz rację, że ogólnie historia jest ładna, a jednak mnie zawiodła. :/
OdpowiedzUsuńPrawda, trochę zawidzi, ale i tak polecam!
UsuńZastanawiam się nad nią od dłuższego czasu i chyba się skuszę, brzmi dość ciekawie ^^
OdpowiedzUsuńhttp://podroozdokrainyksiazek.blogspot.com
Polecam!
UsuńBardzo mi się ta książka podobała, piękna i wzruszająca. Może i jest nieco przewidywalna, ale... <3 Popłakałam się, a ja bardzo rzadko płaczę przy czytaniu.
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli
Mimo wszystko myślę, że warto było. :)
Usuń"Tysiąc pocałunków" bardzo mi się spodobało, jedna z lepszych książek jakie czytałam ;)
OdpowiedzUsuńJa chwyciłam po "Tysiąc pocałunków" zachwycona opiniami, okładką i tym, że nie można jej czytać bez chusteczek. Romantyczka ze mnie? Zdecydowanie tak! Pierwsze 200 stron rzeczywiście, nie mogłam się oderwać, płakałam jak bóbr, szczególnie w sytuacji z babcią. Ale kolejne były dla mnie męczarnią, chciałam podrzeć książkę i wyrzucić przez okno. Za bardzo wszystko. Za bardzo. Nie mogłam już znieść tej cukierkowej słodkości :(
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie